Jak uzależnienie wpływa na relacje!!!

Żyjąc z katem

O przemocy domowej mówi się coraz więcej i głośniej. Pojawia się coraz więcej form wsparcia dla jej ofiar. Coraz więcej kobiet – bo to przecież głównie one doświadczają dramatu w czterech ścianach – decyduje się wyzwolić ze szpon oprawcy. Świadomość, że nie są same, że mogą prosić o pomoc i faktycznie otrzymać wsparcie jest bodźcem do zmian, do zerwania ze strachem i wstydem. Bo właśnie strach i wstyd najczęściej paraliżują przed zrobieniem pierwszego kroku.
– Ja też się bałam, wstydziłam. Wolałam złudzenia, że nastąpi cud. Latami nimi żyłam. I cud nastąpił, tyle że nie taki o jaki wtedy prosiłam Boga. Nie zmieniłam mojego kata. To ja się zmieniłam. Z pomocą wspaniałych ludzi, którzy nie boją się wyzwań udało mi się wkroczyć na niełatwą drogę powrotną do siebie. Dziś wiem, że warto było ruszyć z miejsca – i fizycznie i psychicznie – spakować walizkę i wyjechać. Odciąć się, zostawić, zdystansować, przemyśleć, poczuć, że życie może wyglądać inaczej i że jeszcze może być pięknie – mówi Kasia.
To, które zostawiła wsiadając do autokaru było przepełnione lękiem, niepewnością, permanentnym stresem, załamaniem nerwowym, smutkiem i rozpaczą. Kręciło się wokół Tomka – uzależnionego od alkoholu i narkotyków narzeczonego.
– „Piękna z was para”, „Świetnie razem wyglądacie”, „Idealnie do siebie pasujecie”, „Dobraliście się, jak dwie połówki jabłka” – nawet, jak w środku wszystko „kipiało” nadal słyszałam takie komplementy od znajomych, rodziny. Dobrze potrafiłam maskować to, co faktycznie przeżywałam i jego kryć na każdym kroku. Sztukę kamuflażu i ja i on opanowaliśmy do perfekcji – przyznaje Kasia. – Tymczasem nasz związek przypominał sinusoidę. Raz na wozie, raz pod wozem. Od dłuższego czasu jednak ciągle leżałam „pod wozem”, a on jeszcze po mnie „skakał”. Nie, nigdy mnie nie uderzył… Poniżał, upokarzał, ośmieszał, wyzywał, uciekał ode mnie, żeby milczeć przez kilka dni, albo odwrotnie – nękać telefonami, esemesami, śledzić, podglądać, oskarżać. Ja ofiarą przemocy? Przecież nie chodzę z podbitym okiem, nie muszę ukrywać siniaków. A jednak… Długo trwało zanim dotarło do mnie, że mój ukochany niszczył mnie psychicznie.
Zaczęło się od ataków nieuzasadnionej zazdrości. Każde wspólne wyjście, a zwłaszcza na imprezę kończyło się kłótnią. On oskarżał, wyzywał od najgorszych, ona płakała i tłumaczyła się, chociaż nie miała z czego. Potem były przeprosiny, kwiaty, obietnice…
– Za każdym razem ulegałam, wybaczałam, wierzyłam. I tak zaliczaliśmy kolejne miodowe miesiące i kolejne awantury. „Kochanków” miałam wszędzie – wśród współpracowników, moich i jego znajomych, nawet w rodzinie… Z wyjść w ogóle zrezygnowałam. Praca – sklep – dom – on. Tomek spotykał się z kumplami, kiedy chciał. Coraz więcej pił, potem alkohol zaczął łączyć z narkotykami. Piekło zaczęło się, jak trawa mu się znudziła i sięgnął po amfetaminę.
Kasia padła ofiarą narkotykowych wizji Tomka. Ze zdziry, przyprawiającej mu non stop rogi zrobił z niej dodatkowo morderczynię, trucicielkę i złodziejkę.
– Jeśli już udało mi się zasnąć, budził mnie i krzycząc oskarżał o przedziwne rzeczy. Wszystko, co działo się z nim po narkotykach – w jego głowie i z jego ciałem – przypisywał mnie. Potrafił wyjść w środku nocy, a potem do rana wydzwaniać do mnie lub wypisywać esemesy. Dziennie otrzymywałam ich po kilkadziesiąt. Były w nich pogróżki, oskarżenia, najgorsze wyzwiska. Gdy płakałam śmiał się, że tylko ryczeć potrafię, gdy puszczały mi nerwy i wrzeszczałam wariatką mnie nazywał i do psychiatryka wysyłał. Czułam, że tracę grunt pod nogami, że jestem coraz bardziej zmęczona, znerwicowana i tak cholernie bezsilna. Chciałam się rozpłynąć, zniknąć. Nie potrafiłam odejść, nie wyobrażałam sobie życia bez niego. Ciągle oszukiwałam się, że to minie, że przecież nie zawsze było tak źle, że to dobry człowiek, tylko bardzo chory…
Kaśka musiała dojść do ściany. Okazała się nią inna kobieta.
– Nie wiem, czy się z nią przespał, nie przyłapałam go na gorącym uczynku. Podsłuchałam któregoś dnia rozmowę. Byliśmy razem na obiedzie. On wyszedł do toalety, ja na papierosa. Słysząc jego głos, bezczelnie weszłam do męskiej ubikacji. No i zatkało mnie. Padły słowa, na które od dawna czekałam. Wyznania, które myślałam, że są tylko dla mnie zarezerwowane. Nie mogłam złapać oddechu. Zaczęłam ryczeć. Przepłakałam całe popołudnie, wieczór i noc. On śmiał się, wyzywał od rozhisteryzowanych k… Kpił, że taka dz…, jak ja nie powinna robić żadnej afery, że on w przeciwieństwie do mnie tylko rozmawiał. W końcu napluł mi w twarz… Czułam, że coś we mnie pękło na zawsze, chociaż z początku i to próbowałam przeboleć, ułożyć. Nie dałam rady. Uciekłam. Wiedziałam, że zostając ciągle będę w tym tkwiła.
Kasia spędziła kilka tygodni w ośrodku. Z pomocą terapeutów dzień po dniu uczyła się siebie i świata na nowo. I nadal się uczy. Po powrocie zapisała się na terapię w rodzinnym mieście. Chodzi na spotkania grupy kobiet współuzależnionych i ofiar przemocy domowej.
– Poznaję kobiety, które przeszły straszne horrory – były bite, wręcz maltretowane, molestowane, zastraszane. Cierpiały one i ich dzieci. Praktycznie co tydzień pojawia się nowa osoba. To z jednej strony świadczy o skali problemu, z drugiej o tym, że coraz więcej ofiar domowych oprawców ma odwagę stawić im czoła. Wiem, że przed nami jeszcze bardzo długa droga, bo ciężko i trudno jest wrócić do siebie po tylu latach nie bycia dla siebie. Ale naprawdę warto zrobić ten pierwszy krok i zawalczyć o lepsze życie. Ja będąc już w ośrodku nadal nie wierzyłam, że moje życie może być lepsze bez Tomka. Na szczęście trafiłam na ludzi, którzy pomogli mi przejrzeć na oczy i uwierzyć w siebie. Z całego serca dziękuję i życzę tego samego każdej kobiecie, która przeżywa piekło rodzinne. Myślę, że jest w nas mnóstwo siły. Wystarczy przekierować ją na nowe rozdanie, zamiast inwestować w ukrywanie domowej tyranii.
(k)